Socjalni z MOPR uczą się samoobrony

Gazeta.pl Szczecin
2011-04-01
W korytarzu ktoś zostawił trzy siekiery. Obok libacja. Butelki rozbijają się o ściany, wszędzie potłuczone szkło. Na widok kobiety - gwizdy i wyzwiska. To tylko niektóre obrazki, jakie widzą pracownicy socjalni podczas wizyt u swoich podopiecznych. Jak sobie radzić z atakiem i agresją, uczyli ich policjanci.
Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Szczecinie, jako pierwsi w kraju, są szkoleni przez policję.

Poznają techniki samoobrony, dowiadują się, jak bronić się przez agresywnym psem, jak rozpoznać zagrożenie czy uspokoić agresywnego klienta (tak określa się podopiecznych). Na pomysł wpadła dyrekcja MOPR. Zgłosić mógł się każdy pracownik. Chętnych było ponad 90. Szkolenie z udziałem 60 z nich odbyło się wczoraj w siedzibie MOPR przy ul. Strzałowskiej.
- Większość naszych pracowników to kobiety - tłumaczy Barbara Swica, p.o. dyrektora MOPR-u. - Mają bezpośredni kontakt z klientami, którzy pochodzą z bardzo różnych środowisk. Często są to ludzie, agresywni, pod wpływem alkoholu, nieobliczalni. Nigdy nie wiadomo, co zastaniemy wchodząc do mieszkania. Kto tam będzie, jak się zachowa. Musimy być przygotowani na wszystkie ewentualności.

Najpierw były zajęcia teoretyczne. Policyjny psycholog tłumaczył, po czym poznać, że sytuacja jest niebezpieczna i jak łagodzić agresję. Radził, by trzymać bezpieczny dystans, a w razie czego uspokajać agresora albo uciekać.

Potem przyszedł czas na ćwiczenia samoobrony. Panie, pod kierunkiem dwóch policjantów, ćwiczą pozycję bezpieczną. Jedna noga wysunięta do tyłu pomaga utrzymać równowagę. Teraz odpychanie przeciwnika. To już w parach. Ręką trzeba uderzyć w krtań. Lekko, ale skutecznie. Napastnik na chwilę zostanie odsunięty - nawet jak jest dobrze zbudowany, wyższy i dużo cięższy od ofiary. Chwyty pomagające obezwładnić atakującego okazują się proste i skuteczne.

- Wreszcie doczekałyśmy się dobrego szkolenia - mówi Katarzyna Znaniec, która zajmuje się pomocą bezdomnym. - Teraz już wiem, co robić, jak ktoś mnie złapie za rękę, zarygluje drzwi czy zacznie dusić. Umiem też obezwładnić. Mam nadzieję, że nie będę musiała tego wykorzystywać, ale czuję się bezpieczniej.

- Drobne pijaczki nie są groźne - mówi jedna z kobiet, która w MOPR pracuje od 13 lat. - Nawet jak jest pijany, to tylko coś pomruczy, z rękami się nie pcha. Wtedy po prostu wychodzimy, bo z pijanymi wywiadu nie robimy. Najbardziej niebezpieczni są byli więźniowie, ludzie chorzy psychicznie i narkomani. Mają ogromną siłę, wahania nastrojów, i często duże pokłady agresji, którą chcą gdzieś wyładować. Niestety, często na nas.

Podczas przerwy panie wspominają niebezpieczne sytuacje, które spotkały je w pracy.

- Pracowałam dopiero miesiąc - mówi niska i szczupła dziewczyna, wyglądająca najwyżej na 25 lat. Nie chce się przedstawić.

- Poszłam do mieszkania człowieka, który był nosicielem wirusa HIV. Kiedy weszłam, zamknął drzwi na klucz. Mieszkanie przypominało jaskinię. Klient był zdenerwowany. Bardzo się bałam, ale udało mi się jakoś rozładować napięcie.

- My się ciągle boimy - mówi inna, w opiece socjalnej już 28 lat. - Do tego nie można się przyzwyczaić. Musimy wiedzieć, jak się bronić i zapobiegać.

Inne pracownice opowiadają, co można zastać w domach. Jest np. tak: w korytarzu leżą trzy siekiery, obok libacja, butelki rozbijają się o ściany, wszędzie potłuczone szkło. Na widok kobiety z MOPR kilku mężczyzn gwiżdże.

Argumentem za zorganizowaniem szkolenia była sprawa sprzed dwóch lat. Mężczyzna, który przyszedł po zasiłek, dźgnął nożem w klatkę piersiową jedną z pracownic. Kobieta wróciła do zawodu. Musiała jednak przejść długą rehabilitację.

Policja i opieka społeczna przewidują kolejne zajęcia. Docelowo przeszkoleni mają być wszyscy chętni pracownicy szczecińskiego MOPR.

Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin